O tym, że gorące powietrze (i woda) nie służą naszym włosom chyba każdy wie. Wyeliminowanie niezdrowych "gorących" nawyków z mojego codziennego życia wymagało nieco cierpliwości, ale opłacało się, bo w końcu włosy zaczęły rosnąć i powoli przestawały się kruszyć. Tylko sporadyczne korzystanie z suszarki, prostownicy, lokówki czy innych wynalazków może nam umożliwić zapuszczenie zdrowych włosów. Jak się do tego zabrać?
Po pierwsze, zrezygnować z prostownicy. Zostawmy ją sobie na większe okazje oraz kiedy jest to możliwe zastępujmy wyciąganiem włosów na okrągłej szczotce. Będą proste, choć bardziej naturalne z odrobiną objętości. A będzie to na pewno zdrowsze.
Po drugie, ograniczmy używanie suszarki. Włosy potrzebują kilku godzin aby wyschnąć w zależności od długości, grubości oraz porowatości, o której też Wam kiedyś opowiem (to już level hard). Trzeba się uzbroić w cierpliwość. Oczywiście, nie można wychodzić na mróz z mokrymi włosami! Chodzi tylko o to, żeby myć włosy np. o godzinie 19:00 i po całkowitym wyschnięciu położyć się spać. Jeśli chcemy umyć włosy przed wyjściem i nie mamy aż tyle czasu, starajmy się po myciu zawinąć je w gruby ręcznik (nie szarpać! nie wytrzepywać!). Dajmy włosom jak najwięcej czasu zanim sięgniemy po suszarkę i w miarę możliwości używajmy tylko ciepłego, bądź chłodnego powietrza. Gorące sobie darujmy...
Po trzecie, w czasie odstawienia suszarki używajmy odżywki/maski oraz silikonowego olejku, np. Bioelixire Argan Oil, aby ograniczyć puszenie.
Po czwarte, przyda nam się drewniana szczotka (może być zwykła bądź z naturalnego włosia) oraz drewniany grzebień, żeby włosy nam się zbyt mocno nie elektryzowały.
Jeśli używałyśmy suszarki, prostownicy, lokówki etc. na co dzień, włosy mogły już "zapomnieć" jak powinny się naturalnie układać i potrzebują trochę czasu, by sobie o tym przypomnieć (zdrowym włosom zajmie to chwilę, ale zniszczonym znacznie więcej). Miejmy do nich cierpliwość, a odwdzięczą nam się znacznie lepszą kondycją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz