Poniżej zdjęcie moich włosów po myciu kosmetykami rozmarynowymi oraz po nałożeniu mocniejszej odżywki i rozczesaniu szczotką. Wtedy były jeszcze spokojne...
Kilka minut później zorientowałam się, że mam pod ręką sweter, w którym robiłam sobie zdjęcie w grudniu zeszłego roku (ciepły lecz sztuczny materiał). Założyłam go, aby ponownie zrobić zdjęcie. Oczywiście przeczesałam znów włosy. Wkurzyły się i spuszyły na końcówkach, czego efekt możecie zobaczyć poniżej. Średnioporowata góra pozostała niewzruszona ;-)
Na koniec wrzucam zdjęcie z grudnia 2014 r. (po lewej stronie) oraz zdjęcie zrobione rok później, czyli wczoraj (strona prawa). Efekt dramatyczny, jakim były suche i sianowate końcówki dodatkowo potęguje struktura swetra. Jak widać, zmieniło się oświetlenie. Zmienił się też aparat i ustawienia.
Porowate włosy doprowadzają mnie już do szału, dlatego rozważam opcję mniej lub bardziej radykalnego cięcia. Wersja ostrożna byłaby do ramion, wersja szalona nieco krótsza. Dawno nie miałam krótkich włosów i szkoda mi trochę ścinać je przed Sylwestrem, ale wybieram się na Święta do Polski i trudno mi nie brać pod uwagę wizyty w salonie fryzjerskim.
Jak myślicie ile powinnam ściąć włosów? Całkowicie zdrowe i posłuszne są mniej więcej do połowy ucha.