menu Krzyś

środa, 29 października 2014

Witaminowo-olejowa maska



Uznałam, że ekologiczny szampon i maska to trochę za mało dla moich włosów, dlatego kontynuuję kurację Jantarem. Dziś nałożyłam jeszcze witaminowo-olejową maskę. Oto jak ją przygotowałam:

Do kieliszka od wódki wlałam 10 kropli witaminy A oraz 10 kropli witaminy E (do kupienia w aptece, płynne w małych buteleczkach). Do tego dolałam podobną ilość oleju arganowego oraz oliwy. Całość wymieszałam palcem i nałożyłam na lekko zwilżone włosy. Następnie założyłam na głowę wełnianą czapkę przeznaczoną tylko na domowe maseczki. Taką maskę trzeba trzymać na włosach min. 1 godzinę, ale polecam przynajmniej 2. Można przed założeniem czapki nałożyć foliowy czepek lub po prostu torebkę foliową. Ja nie przepadam za tym sposobem ze względów komfortowych, ale wiem że działa, bo tworzy się  na głowie sauna i produkty lepiej wnikają we włosy. Mi wystarcza czapka.

Wyłączyli u nas ciepłą wodę na prawie cały dzień, więc trzymałam oleje na głowie przez jakieś… 7 godzin! Ale nie szkodzi, bo przynajmniej składniki miały czas, żeby dobrze się wchłonąć, a ja akurat tego dnia nie musiałam nigdzie wychodzić. Maseczkę zmyłam szamponem z proteinami pszenicy, którego obecnie używam i nałożyłam na 10 min maskę z oliwą (mój stały duet w tym miesiącu). Po zmyciu maski i odczekaniu kilku minut w grubym „mięsistym” ręczniku na głowie, wtarłam w skalp Jantar i spryskałam nim włosy na długości. Pozwoliłam włosom wyschnąć samodzielnie.

Widać, że spodobał im się ten zabieg, więc będę go częściej stosować. Włosy u nasady praktycznie zawsze wyglądają dobrze, ponieważ jest to najzdrowsza część włosa. Jest najnowsza i nie miała jeszcze czasu się zniszczyć. Skuteczność kosmetyków oceniam przede wszystkim na podstawie końcówek. I tutaj muszę przyznać, jestem naprawdę zachwycona. Są mięciutkie i ładne, bardzo podatne na układanie (po wyschnięciu związałam włosy w koczek i zrobiły mi się piękne loki!). Wyglądają zdrowiej… Jakby były grubsze, choć to chyba niemożliwe po 1 aplikacji.  Kurację powtórzę, gdy tylko będę miała trochę czasu i gdy skończą już ten remont w bloku. Taką lub podobną kombinację półproduktów mogę polecić każdemu, zarówno do włosów, jak i do twarzy. Jest po prostu świetna.

wtorek, 28 października 2014

Moje włosy na mokro



Wypadałoby w końcu zaprezentować moje włosy. Zdecydowałam się zrobić zdjęcie tuż po umyciu w bluzce w paski, aby łatwiej było ocenić ich długość. Straciły na objętości po użyciu maski, ale to normalne. Ważne, że  są coraz zdrowsze i gładsze. Powinnam jeszcze podciąć końcówki, bo są przesuszone, ale dam im jeszcze chwilę, bo mam pomysł jak je odratować (o tym w kolejnym poście). Kilka miesięcy temu dość mocno wyliniałam, więc tych najdłuższych jest mało. Odrasta natomiast cały las! Małe, sterczące „antenki” nieustannie mi o sobie przypominają, nie dając się przyklepać w żaden sposób. Pociesza mnie jednak to, że za kilka miesięcy będę miała gęstą czuprynę i na pewno będzie widać różnicę. Cierpliwości...





środa, 22 października 2014

Włosy na detoksie



Włosy na detoksie, czyli moje wrażenia po odstawieniu silikonów i SLS

Starałam się zmieniać pielęgnację stopniowo… Najpierw odstawiłam silikony (prócz serum z olejkiem arganowym do zabezpieczenia końcówek) i wybierałam odżywki z olejkami bądź ziołowe. Wtedy też odstawiłam prostownicę i suszarkę. Czasem podjadałam sobie siemię lniane lub drożdże w tabletkach, aby wzmocnić czuprynę i dodać jej blasku. Była też kuracja Jantarem (odżywka do włosów i skóry głowy na porost i wzmocnienie włosów). Na przestrzeni kilku miesięcy moje włosy zyskały sporo na długości, ponieważ nie kruszyły się już tak bardzo jak kiedyś. Mają też więcej blasku i lepiej się układają.

Na początku października zamówiłam przez Internet kilka eko kosmetyków (recenzje pewnie z czasem się tu pojawią). Wybrałam takie, których składniki sprawdzałam już kiedyś na swojej głowie, choć nie zawsze w naturalnej postaci. Należały do nich m.in.: oliwa (nie ma czegoś takiego jak „oliwa z oliwek”, ponieważ OLIWA to OLEJ Z OLIWEK), proteiny pszenicy, olej z awokado, siemię lniane, olej arganowy. Na pierwszy ogień poszedł szampon z hydrolizowanymi proteinami pszenicy oraz maska z oliwą. Nie mogłam się już doczekać kiedy zobaczę moje piękne, nawilżone włosy po umyciu i wyschnięciu! Jednak „efektu wow” nie było… Zamiast tego musiałam stanąć oko w oko ze splątanymi, suchymi włosami, których nie mogłam rozczesać (przez co trochę ich wypadło). Mimo to, zachowałam zimną krew i postanowiłam kontynuować detoks. Zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo producenci kosmetyków mydlą nam oczy bajkowymi opisami działania ich produktów, podczas gdy jest to tak naprawdę sama chemia. Moje piórka przyzwyczaiły się po około 3-5 myciach do nowej pielęgnacji i teraz widzę jak z dnia na dzień stają się coraz bardziej pokorne i oswojone. Nie są już tak przesuszone i odrobinę lepiej się rozczesują. Resztę napiszę Wam przy okazji recenzji pierwszej pary kosmetyków, ale chcąc być sprawiedliwą, dam im więcej czasu na okiełznanie mojej odtruwanej czupryny.W kolejnym poście napiszę Wam komu mogłabym z czystym sumieniem polecić SLSowo-silikonowy odwyk, a komu radziłabym się jeszcze zastanowić oraz odpowiem na pytanie czy można się jakoś przygotować do zmiany pielęgnacji na bardziej naturalną. Pozdrawiam.

poniedziałek, 20 października 2014

Kilka słów o mojej dotychczasowej pielęgnacji

Na naszych włosach odbija się wszystko: pielęgnacja, dieta, zabiegi stylizacyjne oraz zdrowie zarówno fizyczne, jak i psychiczne (np. stres). Ja swoich włosów nie układam na szczotce, wałkach itp. Suszarki używam sporadycznie i suszę tylko chłodnym powietrzem. Prostownicy używam raz na kilka miesięcy na większe wyjścia typu wesele lub sesja zdjęciowa. Dbam o to by moje włosy były gładkie i miękkie w dotyku przy pomocy kosmetyków. Gdy chcę by miały więcej objętości, związuję je na kilka godzin w wysoki kucyk lub w koczek. To w zupełności wystarczy. Lakieru ani pianki również nie używam nawet po prostowaniu (gdybym chciała je zakręcić, to pewnie bym się jednak skusiła). Uważam przy myciu włosów oraz przy czesaniu, aby robić to delikatnie, jak najmniej je plątać i ciągnąć. Rozczesuję czuprynę grzebieniem, który jest na końcach łagodnie zakończony (nie drapie i nie kaleczy skóry głowy) oraz sprawdzoną drewnianą szczotką (nie elektryzują mi się po niej włosy).


Choć może nie jest to dobrym przykładem dbania o zdrowie, używam farby z amoniakiem, aby rozjaśnić moje jasnobrązowe włosy do odcienia jasny/bardzo jasny blond. To niestety powoduje przesuszenie i kruszenie się włosów (mimo, że farbuję tylko odrosty). Farby zostało mi tylko na kilka użyć. Zależy mi na moim zdrowiu, więc będę ją niedługo wymieniać na delikatniejszą, bez amoniaku, stworzoną z myślą o alergikach i kobietach w ciąży. Ma bardzo dobry, łagodny skład. Ale o tym później…